Ev chyba przejmuje dowodzenie w tym zakątku internetów. Nie wiem gdzie jest załoga...Każda z panien uważa, że rozdział należy się naszym czytelnikom, jednak nikt nic nie napisał. Przepraszam was bardzo, ale musicie zadowolić się kolejnym króciutkim dodatkiem z perspektywy Elisabeth Holmes.
Rozdział 2
Siedziałam po turecku na fotelu Sherlocka i z obojętną miną rzucałam nożami do zamkniętych drzwi. Uznałam, że w danej chwili nie mam nic lepszego do roboty. Gdybym wyszła na ulicę, pewnie zgubiłabym się po dziesięciu minutach, Sherlock nie zauważyłby mojego zniknięcia i umarłabym na ulicy. Wolałam więc siedzieć w domu. Przynajmniej do momentu, aż znajdę sobie ciekawsze zajęcie.
Nóż przeleciał tuż nad głową Sherlocka. Momentalnie zrzuciłam wszystkie na ziemię i pospiesznie zaczęłam wkopywać je pod fotel. Zapomniałam, że nie jest taki jak Mycroft. Z pewnością mnie nie opierdoli za takie zabawy. Doskonale wie kim jestem, więc raczej go nie zdziwiło, że w taki, a nie w inny sposób, zachowuję się w wolnym czasie. A tego niestety ostatnio mam całe mnóstwo!
-Powaliło cię? - mruknął, oglądając z zaciekawieniem drzwi.
-Nudzę się – wzruszyłam ramionami.
Kolejny nóż wbił się w deski.
Sherlock podszedł do mnie i wyciągnął mi z rąk niebezpieczne przedmioty. Spokojnie rzucił je na blat w kuchni.
-Mycroft by mnie zamordował, gdybyś zrobiła sobie krzywdę – powiedział obojętnym tonem.
Wstałam z fotela i zaczęłam wyciągać wbite noże. Nie może mi przecież wszystkich odebrać!
-A co to ja, ruska księżniczka? - odpowiedziałam płynnie po rosyjsku.
Sherlock nieco się skrzywił. Nienawidzi, gdy używam innego języka. Zupełnie, jakby był o coś zazdrosny. A przecież sam dobrze włada co najmniej kilkoma. Najwyraźniej słowiańskie nie do końca mu odpowiadają. Cóż...
-Księżniczki nie powinny bawić się nożami – stwierdził, wkładając szlafrok.
Jęknęłam, jak zrezygnowana gimnazjalistka. Podeszłam do Sherlocka i wycelowałam w niego nożem.
-Nie nazywaj mnie tak – wycedziłam przez zęby.
-Grozisz mi? - powiedział z niedowierzaniem i zmarszczył brwi.
Omal nie wybuchnęłam śmiechem. Naprawdę wyglądał zabawnie, gdy myślał. A przynajmniej udawał, że myśli. Prychnęłam i zgrabnie odwróciłam się na pięcie.
-Mówi to koleś uganiający się za mordercami, zapraszający psychopatów na herbatę i strzelający do ścian, gdy mu się nudzi! - podeptałam ochoczo do kuchni i wrzuciłam noże do szuflady.
Pokręciłam się jeszcze chwilę po mieszkaniu, aż w końcu doprowadziłam się do jako takiego porządku i włożyłam na siebie płaszcz. Jeszcze czerwona parasolka i można iść naprzeciw przygodzie.
-Wybierasz się gdzieś? - zapytał Sherlock, nie odrywając wzroku od mikroskopu.
Przewróciłam oczami.
-Niektórzy w tym domu pracują, kotku – oznajmiłam, otwierając drzwi.
Sherlock uśmiechnął się.
-Ty nie pracujesz.
-Racja jest jak dupa, każdy ma swoją. - wzruszyłam ramionami.
-Po prostu znalazłaś sposób, jak pokonać nudę, żeby przy okazji ci za to płacili.
-Uwierz, że tyle lat studiów nie było jedynie zabiciem nudy...
-Leczysz trupy – zauważył.
Uśmiechnęłam się szeroko i zakręciłam parasolką.
-Przynajmniej w tym jesteśmy do siebie podobni – oznajmiłam i wyszłam z mieszkania.
Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak ciekawa pierwszego dnia w pracy. W zasadzie...jeszcze nigdy nie pracowałam w normalnym miejscu, w zwykłym szpitalu...Wróć, w zwykłej kostnicy. Może nareszcie znajdę to, o czym marzyłam wciągu studiów? Ciszę i spokój. Przecież mam tylko pilnować trupów. Nic nadzwyczajnego. Trupy są fajne i niezwykle interesujące. Oczywiście pomińmy fakt, że jestem humanistką. A może nie aż taką wielką, za jaką się uważam? Chrzanić to.
Rozkładam parasolkę i włączam GPS w telefonie. Mam nadzieję, że tym razem się nie zgubię.
A już myślałam, że przestaniecie pisać :) Uwielbiam relację Sherlocka i jego siostry!!! :D
OdpowiedzUsuń