- Carlotta,
słyszałaś? – zapytałam pewnego dnia swoją makijażystkę - Carlottę Neveu, siedząc przed lustrem w jednym z
licznych pokoi mojego domu w Londynie.
- O czym,
pani Adler?
- Oj,
Carlotta, jakaś ty głupia! Nie słyszałaś? Piszą o tym w każdej gazecie. Ciekawi
mnie, skąd się o tym dowiedzieli.
Jako że zauważyłam zdezorientowanie na twarzy Neveu, westchnęłam i wyjaśniłam.
- Watsonowi
urodził się dzieciak. Malutki, słodki bachorek, który z wiekiem będzie stawał
się coraz słodszy, będzie zabierał każdą wolną chwilę ojcu, a wynikiem tego będzie
upadek Sherlocka. Bo przed kim będzie popisywał się swoim geniuszem? Ale do
tego nie dopuścimy, prawda?
-Jak to,
pani. Myślałam, że do tego dążysz.
Roześmiałam się perlistym, dźwięcznym śmiechem. Wyjęłam telefon i z zadowoleniem
przeglądałam zdjęcia.
- Popatrz,
Carlotto, na te kości policzkowe. Wspaniałe, prawda? A te oczy… I usta, idealne
do całowania…. Wiesz, co to znaczy?
- Nie, pani.
- Chcę go.
*
W tym samym
momencie, w Szpitalu św. Tomasza na Westminster Bridge Rd.
- Panie
Watson...
- Tak?
- Gratuluję,
został pan ojcem. Jak będzie miała na imię?
- Ona?
Tyle
wystarczyło, bym ja, John Watson, najzwyczajniej w świecie zemdlał.
*
- John.
John!
Obudziło mnie mocne uderzenie w policzek. Wykonawcą tej czynności był dość wysoki,
czarnowłosy mężczyzna w długim, ciemnym płaszczu.
- Sherlocku,
czy ty zwariowałeś?!
- Było nie
mdleć.
- Łatwo ci
mówić. To nie ty jesteś ojcem w najmniej oczekiwanym momencie. Robiłem tosty!
- Humor ci
dopisuje.
- Mary jest zdrowa, dziecko też. Czemu miałbym
nie być?
Właśnie w
tym momencie, gdy Sherlock zapewne planował rzucić kąśliwą uwagę na temat
rodzicielstwa, rozległ się głośny dzwonek przychodzącego SMSa.
- Kto to? –
zapytał John.
- Nikt –
mruknął detektyw i wyszedł na zewnątrz. Wciąż osłupiały z wrażenia po raz wtóry
rzucił okiem na ekran telefonu. Wpatrywał się dobre dziesięć minut z otwartymi
ustami w wiadomość.
Tęskniłeś,
Holmes?
IA
*
- Ale jak
to? Wielki powrót Kobiety?
- Kto to
jest Kobieta? – to pytanie rzuciła tydzień później Mary. Cala i zdrowa wróciła
do domu wraz ze śliczną, rumianą córeczką. Długo myśleliśmy nad imieniem
dla małej. Pozostawało to kwestią sporną.
- Irene
Adler. Ludzie nazywają ją po prostu Kobietą. To, czym się zajmuje, można
nazywać w różny sposób. Domyśl się, co robi. Bynajmniej, nie pracuje jako
grzeczna bizneswoman. Nie pani Adler.
- A dlaczego
Sherlock nagle tak ucichł?
- Cóż, miał
pewne... Hmm... Bliskie spotkanie z Irene. Prawda, Sherlock?
- John, idź
i sprawdź z łaski swojej, czy nie ma cię za drzwiami.
- Widzisz
Mary? Obraził się. Cały Sherlock. – mruknąłem patrząc z kpiną na
wychodzącego mężczyznę.
*
Noc. Księżyc
wdzierał do pokoju przez szpary między zasłonami. Rozlewał się na biurku
zawalonym papierami, miękkim dywanie i mlecznobiałym światłem oświetlał łóżko,
w którym spał Holmes. Nagle jego spokojny sen przerwał SMS.
Wiem, że
śpisz. Przyjedź do mnie w sobotę wieczorem.
Mam coś dla ciebie.
Czekam.
IA
…. Powietrze
rozdarło wyjątkowo paskudne przekleństwo....
Uwielbiam Irene,a ty ja tu tak swietnie pokazalas.
OdpowiedzUsuń"Chce go" -zaniemowilam *-*
Oby jak najwiecej rozdzialow z Irene
Haha, dziękuję ;)
OdpowiedzUsuń