sobota, 10 maja 2014

Rozdział IV (Mycroft)

 Siedziałem w swoim biurze, gdy usłyszałem dzwoniący telefon. Niechętnie podniosłem słuchawkę.
- Mycroft Holmes. Słucham?
- Panie Holmes, właśnie dowiedzieliśmy się, że Janine Hawkins została zamordowana – odrzekła osoba po drugiej stronie telefonu.
                W tym głosie poznałem inspektora Lestrade.
-Janine Hawkins? To ta płotka od Magnussena?
-Tak, to ona.
-Czy Scotland Yard nie może się tym zająć bez mojej pomocy? – zapytałem zniecierpliwiony. Odbierałem takie telefony po kilkanaście razy dziennie.
-Proszę wybaczyć, ale sądziłem, że warto by Pana poinformować, Panie Holmes – odrzekł Lestrade. –Zabójstwo popełniono przy Baker Street 221B.
                Przez chwilę sądziłem, że się przesłyszałem.
-Zaraz tam będę – powiedziałem.
                W mojej głowie krążyły tylko myśli: „Sherlocku, coś ty narobił”. Jak zwykle wyobraziłem sobie mojego młodszego brata.
-Taxi! Na Baker Street 221B.
Wsiadłem do auta. Twarz kierowcy wydała mi się znajoma. Jednak nie miałem czasu teraz się nad tym zastanawiać. Jakaś cząstka mnie nie pozwalała mi uwierzyć, że Sherl to zrobił. Owszem, zabił z zimną krwią Magnussena, ale Janine? Nie miał powodu się na niej mścić. Sprzedała wiele informacji o nim różnym gazetom, ale Sherlock nie przejmowałby się opinią magazynów.
                Moje myśli przerwał głos taksówkarza:
-Wierzysz, że on to zrobił? – zapytał.
-Że kto zrobił co? – natychmiast odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Niepotrzebnie, bo już domyśliłem się, z kim rozmawiałem.
-Wiesz, o kim mówię.
                Zadziwiony takim obrotem sprawy nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nagle taksówka zatrzymała się. Ale nie byliśmy na Baker Street. Rozpoznałem, że to jakieś dwie przecznice z domu Sherlocka.
-Wysiadaj – usłyszałem.
                Otworzyłem drzwi. Po drugiej stronie ulicy na krawężniku stał nikt inny niż Moriarty.
-Did you miss me?
                Znowu nie wiedziałem, co odpowiedzieć. To uczucie stało się irytujące.
-Oh, nie żartuj sobie, Jim – odrzekłem w końcu. Prawie natychmiast postanowiłem przejąć kontrolę nad rozmową. –Kurt, od kiedy wozisz ludzi po mieście w przebraniu zwykłego taksówkarza? Zawsze uważałeś, że wykonywanie takiej pracy nie wypada człowiekowi pochodzącemu z otoczenia Rodziny Królewskiej?
-Teraz wszystko się zmieniło. Londyn się zmienił, czasy się zmieniły, praca się zmieniła – odpowiedział. –Nawet Sherlock się zmienił. Hahaha – roześmiał się przebrany za taksówkarza człowiek.
                Pracowaliśmy kiedyś z Kurtem w tym samym biurze. To było 10 lat temu. Lubiliśmy ze sobą rywalizować. Jednak pewnego dnia nasz pracodawca zdecydował, że jest miejsce tylko dla jednego z nas. Ja zostałem, a jego zwolnili. Dzięki zdobytemu doświadczeniu Kurt został jednym z pracowników Rodziny Królewskiej.
-Widzę, że pracodawca też się zmienił. Od kiedy zostawiłeś Królową dla kogoś takiego jak on?
-Wypraszam sobie, ja też ładnie wyglądam w koronie –odparł Jim. Spojrzał na zegarek. –Nie chcemy przeciągać pańskiego czasu, Panie Holmes.
-Wiesz, że Sherlock tego nie zrobił, jednak nie będziesz mógł nic z tym zrobić – odezwał się Kurt.
-Wielka Gra się już zaczęła – kontynuował Jim.
                Nastała cisza.
-Sądzę, że dowiezienie Pana dalej nie będzie miało sensu. Do widzenia, Mycroft – powiedział Kurt, wsiadając z Moriarty’m do auta.
                Odjechali. Otworzyłem parasolkę, bo zaczęło padać. Pomyślałem: „Czas wybawić braciszka z kłopotów” i ruszyłem w kierunku jego domu. Po chwili zadzwonił telefon.
-Królowa chce się natychmiast z Panem widzieć – odrzekł głos. –Proszę jak najszybciej stawić się w jej pałacu.

                Nie wiedziałem, o co chodzi. Jednak po chwili zacząłem kojarzyć fakty. Zrozumiałem sens słów „dowiezienie Pana dalej nie będzie miało sensu”. W głowie słyszałem głos Moriarty’ego „Wielka gra się już zaczęła”.

MH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz