Siedziałem w
swoim biurze, gdy usłyszałem dzwoniący telefon. Niechętnie podniosłem
słuchawkę.
- Mycroft Holmes. Słucham?
- Panie Holmes, właśnie
dowiedzieliśmy się, że Janine Hawkins została zamordowana – odrzekła osoba po
drugiej stronie telefonu.
W
tym głosie poznałem inspektora Lestrade.
-Janine Hawkins? To ta płotka od
Magnussena?
-Tak, to ona.
-Czy Scotland Yard nie może się
tym zająć bez mojej pomocy? – zapytałem zniecierpliwiony. Odbierałem takie
telefony po kilkanaście razy dziennie.
-Proszę wybaczyć, ale sądziłem,
że warto by Pana poinformować, Panie Holmes – odrzekł Lestrade. –Zabójstwo popełniono
przy Baker Street 221B.
Przez
chwilę sądziłem, że się przesłyszałem.
-Zaraz tam będę – powiedziałem.
W
mojej głowie krążyły tylko myśli: „Sherlocku, coś ty narobił”. Jak zwykle
wyobraziłem sobie mojego młodszego brata.
-Taxi! Na Baker Street 221B.
Wsiadłem do
auta. Twarz kierowcy wydała mi się znajoma. Jednak nie miałem czasu teraz się nad
tym zastanawiać. Jakaś cząstka mnie nie pozwalała mi uwierzyć, że Sherl to
zrobił. Owszem, zabił z zimną krwią Magnussena, ale Janine? Nie miał powodu się
na niej mścić. Sprzedała wiele informacji o nim różnym gazetom, ale Sherlock
nie przejmowałby się opinią magazynów.
Moje
myśli przerwał głos taksówkarza:
-Wierzysz, że on to zrobił? –
zapytał.
-Że kto zrobił co? – natychmiast
odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Niepotrzebnie, bo już domyśliłem się, z kim
rozmawiałem.
-Wiesz, o kim mówię.
Zadziwiony
takim obrotem sprawy nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nagle taksówka zatrzymała
się. Ale nie byliśmy na Baker Street. Rozpoznałem, że to jakieś dwie przecznice
z domu Sherlocka.
-Wysiadaj – usłyszałem.
Otworzyłem
drzwi. Po drugiej stronie ulicy na krawężniku stał nikt inny niż Moriarty.
-Did you miss me?
Znowu
nie wiedziałem, co odpowiedzieć. To uczucie stało się irytujące.
-Oh, nie żartuj sobie, Jim –
odrzekłem w końcu. Prawie natychmiast postanowiłem przejąć kontrolę nad
rozmową. –Kurt, od kiedy wozisz ludzi po mieście w przebraniu zwykłego taksówkarza?
Zawsze uważałeś, że wykonywanie takiej pracy nie wypada człowiekowi pochodzącemu
z otoczenia Rodziny Królewskiej?
-Teraz wszystko się zmieniło.
Londyn się zmienił, czasy się zmieniły, praca się zmieniła – odpowiedział. –Nawet
Sherlock się zmienił. Hahaha – roześmiał się przebrany za taksówkarza człowiek.
Pracowaliśmy
kiedyś z Kurtem w tym samym biurze. To było 10 lat temu. Lubiliśmy ze sobą rywalizować.
Jednak pewnego dnia nasz pracodawca zdecydował, że jest miejsce tylko dla
jednego z nas. Ja zostałem, a jego zwolnili. Dzięki zdobytemu doświadczeniu Kurt
został jednym z pracowników Rodziny Królewskiej.
-Widzę, że pracodawca też się
zmienił. Od kiedy zostawiłeś Królową dla kogoś takiego jak on?
-Wypraszam sobie, ja też ładnie
wyglądam w koronie –odparł Jim. Spojrzał na zegarek. –Nie chcemy przeciągać
pańskiego czasu, Panie Holmes.
-Wiesz, że Sherlock tego nie
zrobił, jednak nie będziesz mógł nic z tym zrobić – odezwał się Kurt.
-Wielka Gra się już zaczęła –
kontynuował Jim.
Nastała
cisza.
-Sądzę, że dowiezienie Pana dalej
nie będzie miało sensu. Do widzenia, Mycroft – powiedział Kurt, wsiadając z
Moriarty’m do auta.
Odjechali.
Otworzyłem parasolkę, bo zaczęło padać. Pomyślałem: „Czas wybawić braciszka z
kłopotów” i ruszyłem w kierunku jego domu. Po chwili zadzwonił telefon.
-Królowa chce się natychmiast z
Panem widzieć – odrzekł głos. –Proszę jak najszybciej stawić się w jej pałacu.
Nie
wiedziałem, o co chodzi. Jednak po chwili zacząłem kojarzyć fakty. Zrozumiałem
sens słów „dowiezienie Pana dalej nie będzie miało sensu”. W głowie słyszałem
głos Moriarty’ego „Wielka gra się już zaczęła”.
MH
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz